
Podaj swój adres e-mail, jeżeli chcesz otrzymywać informacje o nowościach i promocjach.

Dostępność
Wysyłka w
Na łamy Kwartalnika Kulturalnego "Nowy Napis. Liryka, epika, dramat" zapraszamy młodych, często debiutujących twórców. Publikujemy w nim również esej i szkice poświęcone innym niż literatura dziedzinom sztuki – filmowi, plastyce itd. Każdy numer ma swój temat przewodni, któremu poświęcamy osobny blok tekstów.
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 1

„Warto, żeby szerszej zobaczono, że mamy tu swoją wrażliwość i wielkie kulturalne bogactwo. Nie mamy kompleksów. Zakompleksionych zapraszamy do nas” — mówi Marian Kisiel
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 2

„Szczerze mówiąc, kategoria pokolenia nigdy nie była mi do niczego potrzebna” – zaznacza stanowczo Roman Bobryk w dyskusji z Józefem Ruszarem, Michałem Januszkiewiczem, Małgorzatą Peroń, Radosławem Siomą i Zofią Zarębianką. To właśnie kategoria pokolenia w literaturze będzie nas zajmowała tym razem.
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 3

Na to, że Polska kulturowo i cywilizacyjnie leży nie tylko między Wschodem a Zachodem, ale również między Północą a Południem, zwróciło ostatnio uwagę dwóch, tak różnych, autorów, jak Marek A. Cichocki w książce Północ i Południe oraz Przemysław Czapliński w Poruszonej mapie. Ta problematyka stała się punktem wyjścia dla „Kompasu Kulturowego”, wiodącego działu niniejszego numeru „Nowego Napisu”.
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 4

Przed Państwem czwarty, i ostatni tegoroczny, numer „Nowego Napisu”. Wiodący temat – „Sąsiedztwo” – podejmujemy na bardzo różne sposoby, odnosząc się, co zrozumiałe, do literatury nie tylko polskiej. W numerze znajdą Państwo tłumaczenia i analizy twórczości naszych sąsiadów, zarówno tych geograficznych, jak i tych, z którymi nie graniczymy na mapie, a których powiązań z naszą literaturą nie sposób nie zaznaczyć.
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 5

Przyznanie Nagrody Nobla Oldze Tokarczuk było z pewnością literackim wydarzeniem numer jeden w ubiegłym roku. Pomysł usytuowania twórczości Tokarczuk w centrum niniejszego wydania nie powinien zatem zaskakiwać. Wykraczając poza stylistykę laudacyjną i okolicznościową, traktujemy noblowski zaszczyt jako wezwanie do ponownej lektury dzieł Laureatki, do rewizji dotychczas opublikowanych tekstów interpretacyjnych i krytycznych oraz do refleksji nad publicznymi wypowiedziami samej Tokarczuk.
Dostępność: na wyczerpaniu
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 6/7

Powstanie związku zawodowego „Solidarność” w 1980 roku przeorało dogłębnie Polskę oraz było zaczynem głębokich zmian w Europie Środkowo-Wschodniej. Wprawdzie trwałe zmiany o charakterze strukturalnym nie nastąpiły od razu, lecz niemal po dekadzie, niemniej fakt, że siłowe zdławienie „Solidarności” przez stan wojenny nie unicestwiło idei, które ją ożywiały, świadczy o sile tego ruchu.
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika dramat nr 8

W cywilizacji cyfrowej żyjemy więc już na tyle długo, że jest ona obecna nie tylko w sferze zainteresowań awangardy i futurologów, ale stała się rzeczywistością okrzepłą, która ma swoją historię, poddającą się badaniu, choćby w kontekście jej związków z literaturą. W niniejszym numerze „Nowego Napisu” zajmujemy się tą nową i nienową cyfrową rzeczywistością, przypatrując się jej z różnych perspektyw.
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 10

(...) Stanisław Lem – jeden z czołowych przedstawicieli światowej science fiction i autor uniwersalnie kanoniczny, którego książki stawały się hollywoodzkimi filmami, bestsellerami, lekturami szkolnymi. Imiona jego bohaterów nadaje się ciałom niebieskim. Mając na uwadze tę właśnie wszechstronność, w Roku Lemowskim (do ustanowienia którego pretekstem była setna rocznica urodzin pisarza przypadająca w 2021 roku) spróbowaliśmy w niniejszym numerze „Nowego Napisu” przyjrzeć się twórczości autora Solaris z kilku różnych perspektyw.
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 13

Dostępność: na wyczerpaniu
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 14

Dom człowieka staje się, jak stajenka betlejemska, jądrem, dookoła którego zagęszczają przestwór wszystkie demony, wszystkie duchy górnych i dolnych sfer”, pisał Bruno Schulz w opowiadaniu Jesień. Jeśli czynię coś swoim domem, powtarzam gest wstępującego na ziemię Chrystusa, bo w naszej kulturze On jest najpełniejszym obrazem człowieka. Jak dziś odczytujemy te uniwersalne intuicje? 14. numer „Nowego Napisu” poświęcony jest wrażliwości religijnej, szczególnie zaś wyobraźni katolickiej, jej sile i żywotności, której ślady, znaki, a często mocne przejawy oddaje kultura literacka. Artysta wierzący znajduje się w swoistej sytuacji, ponieważ stoi na granicy dwóch światów i może odczuwać potrzebę dawania świadectwa transcendentnemu doświadczeniu. Ten rodzaj postawy rodzi problemy zarówno duchowe, jak i praktyczne (estetyczne). Problem związku osobistej religijności z poezją, a także duchowego przeżycia z samym dziełem okazuje się bardzo trudny do uchwycenia i wyrażenia. Czy preferujemy określone gatunki, szkoły estetyczne, szukamy w literaturze biblijnych znaków, a może jedynie niejasnych aluzji? Chodzi zawsze o więcej i wyżej, o poruszanie się na granicy sfer: widzialnej i niewidzialnej. Ale jak zobaczyć to, czemu sprostać mogą jedynie oczy duszy? O Chrystusie mówili wprost ewangeliści, co jednak czynią poeci? On przecież jest Arcymistrzem Wymowy (tak nazwał Go Mickiewicz), a więc Poetą Doskonałym: stwarzającym słowem. Jak osobista religijność przekłada się na myślenie o świecie oraz literaturze/sztuce? Jak wizja świata, mająca za fundament wiarę autora, pomaga w budowaniu rzeczywistości literackiej? Śmierć, miłość, krańcowy zachwyt nad Boską Księgą Natury czy metafizyka dnia codziennego nie muszą zawsze oddawać pola prostej konfesji, niekiedy kłują w oczy ironią, szukają tajemnicy, mówią głosem wątpiącym, schodzą do ciemności Getsemani zawieszone pomiędzy chorałem gregoriańskim a zgrzytem nowoczesności. Mierzą się z głębiej odczuwaną rzeczywistością, by oznajmić jej: sprawdzam. To tylko niektóre wątki obecne w najnowszym numerze naszego kwartalnika.
(od redakcji)
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 15

Młody pianista wchodzi na scenę, kłania się, rozkłada partyturę, siada przy instrumencie i nastawia stoper, by przez kolejne cztery minuty i trzydzieści trzy sekundy nie wydobyć z fortepianu ani jednego dźwięku. Malarz spontanicznie wymachuje pędzlem, ochlapując farbą wielkoformatowe płótno. Pod jego stopami rozwija się żywiołowy świat esów-floresów o nieobliczalnych trajektoriach. Ludzie siedzą w wąskim tunelu i ogłusza ich nieznośny łoskot kosiarek, inni bawią się w sali wypełnionej oponami, w galerii można zaś obejrzeć panią „tu i teraz” jedzącą pomarańcze. Kwartet smyczkowy staje przed widzem tylko po to, żeby muzycy mogli uścisnąć sobie nawzajem dłonie.
Dźwiękowe przewroty Johna Cage’a, action painting Jacksona Pollocka, happeningi Allana Kaprowa, eksperymenty spod znaku ruchu Fluxus – bez tych niegdysiejszych dziwactw, zarazem ekscentrycznych i konceptualnych szaleństw nie byłoby tego, co współcześnie nazywamy sztuką performansu (ang. performance art). Nie byłoby jej też bez dadaistów – poetów i kabareciarzy, André Bretona i jego surrealistycznej afirmacji potęgi gestu – choćby wystrzału rewolweru w tłumie, pisuaru Duchampa, obscenicznych występów Wacława Niżyńskiego, Bauhausu, a w Polsce – happeningów Tadeusza Kantora.
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 16

SŁOWO WSTĘPNE, A WIĘC DZIADY
Mickiewicz, czyli wszystko. Następca Byrona i Goethego, nowy Jan Kochanowski, on jeden i my wszyscy z niego. Mickiewicz nie tyle stworzył Bohatera Polaków, ile swoim życiem zaprojektował jego dzieje, poświadczył w swych wzlotach i upadkach, w głębokiej wierze w jednostkowy i narodowy los. Wyczytał go, spoglądając przez przyrodzone okulary bez oprawy. Los, czyli sens, czyli opowieść, którą sami sobie opowiadamy. Ecce Poeta. Ale jak go przeżyć? Los czy poetę? W nim to za jedno. Przeżyć więc osobiście i poetycko, bo poiesis to tworzenie i działanie. Rymkiewicz powiedziałby, że ten Wielki Duch Mickiewicza mówi przeze mnie, bo innych ust nie ma, więc sobie te moje usta trochę pożycza. Ale i ja mówię przez niego. Ilekroć zaglądam w przepaść krymską mam wiecznie dwadzieścia siedem lat, bo i on miał tyle, kiedy udał się na Krym. Spojrzał, upadł i zwątpił. I rozpoczął polską nowoczesność, modernizm, w którym poezja już zawsze będzie się rodzić z nadmiaru tak wielkiego, że nie sposób go wypowiedzieć.
16. numer „Nowego Napisu” nosi tytuł Romantyzm 1822–2022. Dwustulecie wydania Poezyj. Tomu pierwszego Adama Mickiewicza, ze słynnym cyklem Ballady i romanse, to w naszym kwartalniku wędrówki osobiste, bo trudno inaczej mówić o tradycji dominującej. Przeżywać, a nie jedynie opisywać. Mickiewicz, czyli wszystko. Wykreślmy więc „nowoczesne zwątpienie” i zapiszmy „noc ciemna”. „Jam ją widział, jam ją zbadał; / Tę ranę sam sobie zadał” – powie Guślarz w scenie IX arcydramatu. Wszystko, więc i archaiczne, anarchiczne, korzenne, chrześcijańskie przekonanie, że nie jesteśmy sami. Dziewica w Dziadach. Widowisku i Gustaw w części IV mówią zgodnie o istotach bliźnich, bo Bóg tworzył dusze w parach, a kochankowie złączą się z powrotem na tamtym świecie: „Rozciąga się ten łańcuch, ale się nie spęka!”. Ktoś powie, że cytat i blaga z romansu Valerie czy Nowej Heloizy. Owszem, Mickiewicz tego nie kryje, lecz i moralna nauka, i przetworzenie. W swej archaicznej nowoczesności darowuje nam Dziady, „które mają to szczególnie…”. Szczególnie, czyli jak? Celowo wprowadzam tu wieszczowi pauzę, aby „Pełen guślarstwa obrzęd świętokradzki” nie zmienił mnie w upiora. Upiora, czyli kogo? Kogoś, kto właśnie szczególnie doświadczył jednej z największych prawd wpisanych przez Mickiewicza w naszą wspólnotę: nie jesteśmy sami.
Różne są dzieje Upiora. Dodajmy, że Widmo osoby żyjącej, a więc zapewne Gustawa w finale IV części mówić nie może. Z kolei w scenie IX części III Guślarz powiada, że „W tajemniczą noc na Dziady, / Można wzywać żywych cienie”, lecz taka Dusza „póki żyje, ust nie ma, / Stoi biała, głucha, niema”. Ten, kto żyje, ale i nie żyje, błąka się na obrzeżach słowa, a to właśnie słowo, modlitwa, wspomnienie o metafizycznej randze („Proszę o troje paciorek”) znaczą dla pokutniczych mar więcej niż „pączki, ciasta, mleczko, / I owoce, i jagodki”. Nie jesteśmy więc sami, bo jesteśmy w słowie, ale i w Słowie, bo Dziady to poema chrystocentryczne. Nie jesteśmy sami, bo Mickiewicz widzi wspólnotę złożoną z trzech królestw: żywych, umarłych oraz tych, którym za pokutę wyznaczono jakiś stan pośredni: czyśćca, obłędu, nieustannego wędrowania na obrzeżach sfer, egzystencji w uzależniających niczym narkotyk iluzjach (czyż wizyta Gustawa u Księdza nie ma czegoś z psychoterapii? A czy glosy w stylu „Kochanek przez sen tylko widzianych mamideł” nie diagnozują patologicznych stanów podobnych derealizacji?). Dziady: kwestia wiary czy obrzędu, życia czy literatury projektującej życie? Communio sanctorum czy nostalgii? Jeśli miarą żywotności paradygmatu romantycznego uczynić światła naszych nekropolii na początku listopada, to okazuje się, że eposem wcielonym są właśnie Dziady. Prawie dwieście lat od pierwodruku pierwszego tomu Mickiewiczowskich Poezyj owo wcielenie dokonało się na ulicach polskich miast w kwietniu 2010 roku. Archetypowy scenariusz narodowego żałobnego obrzędu.
„Kto młody odwiedza groby, / Już z nich na świat nie powróci”. Wielką Improwizację poznałem w klasie maturalnej i szybko nauczyłem się jej na pamięć, a potem dwa razy zagrałem w licealnym teatrze, na deskach pamiętających jeszcze Andrzeja Chyrę (wszakże chodziliśmy do tej samej szkoły). Naśladując Gustawa Holoubka, zagrałem Improwizację dwukrotnie, szargając najświętsze świętości polskiego teatru, bo kto to widział, aby młokos występował w arcydramacie. I w swoje występowanie wierzył. Ale czyż można sobie wyobrazić Konrada inaczej niż jako młokosa wadzącego się z Bogiem? Można, tylko po co? Miałem czarny skórzany płaszcz, pierś zbroczoną posoką, usta ciemne i włosy w kolorze ultramaryny. Zamiast poruszania gwiazd było rozlewanie wody z emaliowanej balii, stąd nazwano mnie potem mistrzem chlapania wodą. W tle wielki brzozowy krzyż i kolega w mundurze Wermachtu. Trochę misterium, trochę groteski.
Ale zanim teatr, przyszło Mickiewiczowskie ukąszenie słowem. Lecz cóż to było za olśnienie! Moc słowa, które stanowiło coś więcej niż tylko tekst literacki. To się zdarzyło po prostu: „Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie / Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki kręgach”. Wiele napisano o głębokiej ironii wersów wielkiej Improwizacji, o pysze równania się z Bogiem kogoś, kto swymi słowami nie potrafi uwolnić samego siebie, wyłamać krat, za które wtrąciła go rosyjska i szatańska tyrania, a cóż dopiero zatrzymywać ptaki w locie. I przegrywa. Jednak kiedy czyta się Improwizację, mając osiemnaście lat, to czyta się ją, nie biorąc jeńców, bez zastrzeżeń i z głęboką wiarą w performatywną moc poezji. Widzi się proroka w Konradzie, a nie w Księdzu Piotrze czy w Oleszkiewiczu. Czyta się nieuważnie, jak Gustaw czytał „książki zbójeckie”, nie dostrzegając zawartej w nich przestrogi. Zaślepieni feerią barw kroczymy wraz z Konradem w otchłań, a jego duchowe imię „czterdzieści i cztery” musi pozostać przed nami do czasu zakryte. Gdyby tak nie było, nie mogłoby się dokonać misterium późniejszej przemiany, ponieważ blask komety zatrzymywanej w locie widać tylko w ciemności, kiedy wodzeni jesteśmy na pokuszenie. Bo osiemnaście mieć lat to nie grzech, nawet jeśli później ma się ich nieco więcej, to arcypoemat Mickiewicza domaga się młodego i grzesznego ducha. Augustynowe „uczyń mnie czystym, ale jeszcze nie teraz”, ale jakaż wielkość i jakaż poezja. Tylko młokos zrozumie siłę romantycznego buntu, bo wszakże romantycy umierali młodo. Buntu przeciwko rozbratowi słowa i rzeczy: mam przecież upodabniać się do Chrystusa (to zasadnicze przesłanie mesjanizmu osobowego Dziadów), więc wziąć odpowiedzialność za słowo, mówić tak czysto i z taką wiarą, aby to, co mówię, materializowało się na moich oczach. Teraz i tu. Cóż z tego, że Konrad pojął to tak nieopatrznie i wbrew teologii! Nie ma powodu, aby mu nie wierzyć, bo „on kochał wiele, on kochał wielu”. Błądzi, ale poezja go nie myli i zaświadcza: „Kiedy spójrzę na kometę z całą mocą duszy, / Dopóki na nią patrzę, z miejsca się nie ruszy”. Skoro mówi, to czyni, bo jest Poetą. Ale gdybyż tylko o to chodziło! Komety, choć zatrzymane w locie, są daleko, oko Poety dotyka Drogi Mlecznej, ale kraty celi są blisko. I tu już działające słowo nie radzi sobie tak dobrze. Nazywa Boga „tylko mądrością”, bluźni, więc przestaje stwarzać. Konrad nie wejdzie na drogę metanoi dzięki poezji. Pozostanie tytanem i Orfeuszem, ale nie profetą. Zwycięży inna poezja i inny wzór w osobie Księdza Piotra. Dzięki niemu i Konrad wejdzie na drogę uchrystusowienia, śmierci dla świata koniecznej, aby narodził się Człowiek Nowy (Homo Novus), o którym tyle czytamy w listach św. Pawła.
Konrad ma w sobie coś z gwiazdy rocka, kiedy mówi „Ja mistrz” albo „Milijon tonów płynie; w tonów milijonie / Każdy ton ja dobyłem, wiem o każdym tonie”. Opadanie i wznoszenie się, liryczne jam session, jazzowa synkopa wyobraźni. Wyobraźni? Co ja mówię! To się zdarzyło po prostu i nie ma powodu, aby w to wątpić. Ten osiemnastoletni chłopiec, którego wspominam tutaj z takim rozrzewnieniem, o Mickiewiczu (czyli o wszystkim) nie wiedział prawie nic. Ale wierzył w poezję, a więc w czyn, w to, że nie czyta się bezkarnie. Czytanie prowadzi do utraty albo zmiany imienia (Gustaw- Konrad), ujawnia przeznaczenie niekiedy zamknięte w szyfr („czterdzieści i cztery”), a nieskończone i wielowątkowe otwiera na przeczuwane jedynie części arcydramatu. Coś z tej idei znalazło się w romantycznym numerze tego kwartalnika.
- Ireneusz Staroń
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Nowy Napis. Liryka, epika, dramat nr 17

Widzę go, jak prześwituje przez burze z deszczu i burze ze słów. Idzie jak wędrowiec z płachtą na głowie na tle alpejskich szczytów i alpejskich błyskawic z obrazów Caspara Davida Friedricha. Pada deszcz, a on chroni się za zdartym płaszczem ze słów. Jest jesień 1829 roku. Wędrują wraz z Adamem Mickiewiczem i Antonim Edwardem Odyńcem ze Splügen do Chiavenny. Wędrują w drodze do wieczności. O takich wędrowcach przy okazji przemoczonych pończoch wieszcza pisał Jarosław Marek Rymkiewicz w tomie Adam Mickiewicz odjeżdża na żółtym rowerze (2018). Skoro o nich pisał, to był tam wtedy z nimi i nie ma powodu w to wątpić. Gdzie zatem odszedł z tej swojej tutejszej egzystencji 3 lutego 2022 roku? Jak będzie tam, dokąd odszedł? A może należy spytać, co miał na sobie in articulo mortis? Twierdził, że ślady naszej tutejszej egzystencji pozostały w naszych tutejszych przedmiotach. Z wyżej wymienionego tomu esejów wynotowuję zatem: „koszulka śmiertelna stambulska” „to ostatni kawałek tutejszego świata, który Mickiewicz posiadał, kiedy umierał. […] [C]oś, co go w ostatnim momencie dotykało”, „usta istnienia, które całują usta nieistnienia”. Wreszcie – „ostatni pocałunek ostatniej rzeczywistości”. Czym się stał dla Rymkiewicza w lutym onego roku?
Jeśli był Mickiewiczem naszej współczesności, to był epoką, całym światem, ontologiczną encyklopedią, opowieścią, przez której usta mówiły nasze Wielkie Duchy, bo był im podobny i my jesteśmy do nich podobni, bo Wielkie Duchy były ziemskimi duchami; bo nasze psychiki, postępki i charaktery były podobne do ich psychik, postępków oraz charakterów. Nasza cielesność, rzeczy małe i wielkie były identyczne z owymi rzeczami, małościami i wielkościami Wielkich Duchów. I każdy z nas będzie miał – tak jak Mickiewicz – swoją „koszulkę śmiertelną stambulską”, niemą tkaninę na nagim ciele, najintymniejszego świadka tego ciała konania, ostateczny artefakt naszej ziemskiej egzystencji. Świadomie nie cytuję Rymkiewicza, a jedynie parafrazuję i kryptocytuję, użyczam jemu swoich ust, ponieważ i on swoich użyczał Mickiewiczowi. Taką hermeneutykę kultury jako rozmowy i współistnienia z umarłymi zawarł JMR na początku eseju historycznoliterackiego (tudzież dygresyjnego naukowego poematu) Juliusz Słowacki pyta o godzinę (1982). Zawarł mimochodem, bo wyłożył w tomie Czym jest klasycyzm (1967). Nie piszę więc ja, lecz JMR pisze przeze mnie i mówić mi każe. To czysty surrealizm, owszem. Albo i nie on, bo archetyp, tożsamościowy wzór, który odłożył się w głębinach mojej psychiki w procesie wielopokoleniowej filogenezy. Naszej polskiej filogenezy konfederatów barskich i powstańców warszawskich i fraszek, i trenów z Czarnolasu, i grzybobrania z Soplicowa. Rymkiewicz pragnął skupić w sobie polskie arche, uczynić ze swojego dzieła antologię poprzedzających go literackich tradycji oraz etosów polskiego republikanizmu, polskiego bezgranicznego umiłowania wolności. Potrzebował do tego liryki, epiki i dramatu, eseju, powieści i traktatu, felietonu, wywiadu i gazetowej połajanki. Nieustannego dygresyjnego poematu, nowych Dziadów, splątanego Żmutu. Wielogatunkowej liryki, różnogatunkowej epiki, wielokształtnego dramatu, bo „Wielcyśmy byli i śmieszniśmy byli”. Potrzebował, bo był z Mickiewicza, bo był ze Słowackiego, z ich barokowo-romantycznego oddechu wolności gatunkowej, bo uwierzył w swoje „czterdzieści i cztery” i w swoją Wielką Improwizację. I w Beniowskiego i w Fantazego, któremu wciąż słowa umierają, więc słów innych szuka. Tylko wówczas „opowieść sama siebie opowiada” – a wiemy to z jego eseju Pierścień Maurycego Prozora. Bo koncept to ruch, czyli życie, słowo rzucone przeciw Nicości, ułożona opowieść przeciw chaosowi. Wreszcie – potrzebował literaryzacji istnienia, przekładalności literatury na życie, zniesienia granicy pomiędzy twórcą a jego dziełem. Mówiono o Różewiczowskiej teatralizacji, o tym jak poeta z Radomska pozował i reżyserował każdą swoją fotografię. A co wyraża oblicze Rymkiewicza? Jak jest tam, d o k ą d o n o w y r a ż a?
Nazywał siebie radykalnym postnietzscheanistą. Uważał, że literatura i inne sztuki są poza dobrem i złem, dotykają sfery poza wszelką moralnością: „Sonety krymskie nie są ani dobre, ani złe, nie propagują żadnego dobra, ani żadnego zła, są tylko piękne”. Tak mówił w 2016 roku, kiedy odbierał Nagrodę im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I mówił szczerze. Ale JMR grał też w różne gry, przywdziewał kostiumy: wieszcza, błazna, Bożego szaleńca, konceptysty z ducha panów Paska i Zagłoby. Potrzebował gestu! Aktu o mocy performatywu, bo i Mickiewicz go potrzebował. „Czas, bracie, r o b i ć p o e z j ą!” – wołał on do Aleksandra Chodźki w liście z 8 lutego 1842 roku. „Czyż to nasza poezja – pisał wieszcz – ma być tylko w książkach, a w nas ma zostać proza, mamyż jak posągi Memnona głos wydawać o wschodzie, nie wiedzieć dlaczego, kiedyśmy martwi i nieruchomi”. Żywioł polityczny Rymkiewicza stanowił naturalną konsekwencję tej postawy. Stąd jego poparcie dla formacji niepodległościowych, sprzeciwiających się postkolonialnej mentalności III RP, jej finlandyzacji w projekcie federacji europejskiej. I wzbudzał kontrowersje światopoglądowej oraz estetyczne, bo i Mickiewicz je wzbudzał. Pragnął lawy, ognia, mocniejszego tętna krwi, polskości odważnej, a nie przyciszonej, silnej swoimi instytucjami, do których zaliczał mądrą publiczność literacką. Pozostawił po sobie projekt najbardziej ambitny: uczynić z czytelników estetów i obywateli. Kiedy patrzę na okładkę jego książki z 1982 roku, wiem, że wciąż pyta o godzinę. I wiem, że jeszcze do nas powróci.
- Ireneusz Staroń
Dostępność: duża ilość
Wysyłka w: 48 godzin