
Podaj swój adres e-mail, jeżeli chcesz otrzymywać informacje o nowościach i promocjach.
Na dzień dzisiejszy. Antologia tekstów krytycznych o poezji Jerzego Jarniewicza
Opis
Na dzień dzisiejszy. Antologia tekstów krytycznych o poezji Jerzego Jarniewicza to zbiór szkiców i recenzji poświęconych twórczości lirycznej Jerzego Jarniewicza – jednego z najciekawszych współczesnych poetów polskich, Nagrody Literackiej Nike. Mimo że Jarniewicz należy do grona autorów chętnie komentowanych i wielokrotnie docenianych, jak dotąd nie powstała monografia jego pisarstwa. Niniejsza książka może przejąć rolę takiej monografii: jest ona z jednej strony retrospektywnym wprowadzeniem do poezji łódzkiego autora, z drugiej – opowieścią o dziejach jej recepcji. W zależności od potrzeb czytelniczek i czytelników może pełnić funkcję wprowadzenia, podsumowania lub kolejnego głosu w dyskusji o poezji Jarniewicza. Tom zawiera napisany przez Karola Porębę wstęp, w którym przedstawiono najważniejsze wątki tej twórczości; znalazły się tu szkic biograficzno-interpretacyjny, omówienie dotychczasowej recepcji oraz komentarz dotyczący kompozycji książki. Na zasadniczą część antologii składają się przedruki siedemnastu tekstów krytycznoliterackich autorstwa Karoliny Felberg, Jacka Gutorowa, Zdzisława Jaskuły, Pawła Kaczmarskiego, Marty Koronkiewicz, Michała Larka, Wita Pietrzaka, Adama Poprawy, Karola Poręby, Jakuba Skurtysa, Aliny Świeściak i Łukasza Żurka. Książkę uzupełniają obszerna bibliografia tekstów o pisarstwie Jarniewicza oraz informacje dotyczące autorów i autorek szkiców.
Wstęp
Twórczość poetycka Jerzego Jarniewicza w ciągu ostatnich piętnastu lat doczekała się wielu podsumowań. Począwszy od premiery tomu z wierszami (prawie) zebranymi Skądinąd. 1977–2007, który – jak miało się wkrótce okazać – zamiast cokolwiek puentować, raczej przygotowywał czytelniczki i czytelników na następne książki, każdy tego rodzaju gest domykający (a warto dodać, że nierzadko były to gesty więcej niż udane) przypomina gonienie własnego cienia.
Poezja Jarniewicza, choć znajduje się w zasięgu wzroku, w zasięgu krytycznych języków i piór, pozostaje na swój sposób nieuchwytna. Nie dlatego jednak, że nie poddaje się próbom opisu (te znosi bardzo dobrze, czego dowodem są szkice pomieszczone w niniejszej książce), ale z tego powodu, iż w kolejnych tomach wchodzi z nimi i z sobą samą w bezustanny ożywczy dialog. W tym sensie każde podsumowanie, choćby najcelniejsze, musi być z konieczności – że posłużę się tytułem jednej z książek Jarniewicza – podsumowaniem „na dzień dzisiejszy i chwilę obecną”.
Świetnie zdawali sobie z tego sprawę Paweł Kaczmarski i Marta Koronkiewicz, kiedy w 2018 roku w zaaranżowanym w formie rozmowy posłowiu do jubileuszowego wyboru wierszy i wypowiedzi Jarniewicza zatytułowanego Sankcje (zwracam uwagę na projektowaną doraźność i inkluzywność tej strategii) pisali:
To autor, którego ostatnie książki […] nie tylko nie stały się pretekstem do autopodsumowań, gestem domknięcia projektów i zgody na nieuchronne klasycznienie; przeciwnie, Jarniewicz drugiej dekady XXI wieku to poeta świeży, prowokatorski, wywrotowy wręcz w swojej (zawsze świadomej, zawsze celowej) brawurze. To poeta, u którego ciągłe poszukiwanie językowych zaskoczeń, ciągłe drążenie trudnych i niewygodnych tematów łączy się z wypracowaną przez dekady językową wrażliwością, płynącą z literackich, translatorskich i krytycznych przedsię - wzięć zdolnością jednoczesnego uszanowania tego, co potoczne, i tego, co wysokie.
Łatwiej niż uchwycić całość twórczości lirycznej Jarniewicza jest, wydawałoby się, zdać sprawę z recepcji tej poezji, w moim przekonaniu jednej z najciekawszych w rodzimej krytyce ostatnich dekad: niejednorodnej, wyrastającej często z różnych tradycji interpretacyjnych, w praktyce ukazującej lekturę wierszy i książek poetyckich jako czynność nie tyle indywidualną, ile kolektywną – obejmuje ona przecież głosy, które swoiście się uzupełniają, podtrzymują wymianę
myśli i spostrzeżeń. Czytając omówienia poezji Jarniewicza, można dojść do wniosku, że krytyczki i krytycy podążali zwykle trzema tropami: lingwistyczno-filozoficznym, tożsamościowo-kontrkulturowym oraz erotycznym. Pierwszy jest wyraźnie dostrzegalny zwłaszcza w tekstach poświęconych tomom wydanym w dziewiątej i dziesiątej dekadzie ubiegłego wieku. Drugi dominuje w recepcji książek Oranżada, Makijaż oraz Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną, co między innymi odnotował jeszcze w 2017 roku Jakub Skurtys, słusznie dziwiąc się przeoczeniu przez znaczną część krytyczek i krytyków miłosnej dylogii, na jaką składały się ostatni z wymienionych tomów oraz następująca po nim Woda na Marsie. Gdy dylogia przeradzała się w trylogię, którą domykać miały wydane w 2018 roku Puste noce, a role dyskursu erotycznego jako językowej konwencji oraz erotyku jako gatunku w poezji Jarniewicza zostały odnotowane, wątków tych nie dało się już pominąć i na pewien czas stały się one właściwie cen- tralne w recepcji tej twórczości.
Cztery zamieszczone w niniejszej antologii teksty osnute wokół Mondo cane – czternastego i ostatniego jak dotąd tomu poetyckiego w dorobku łódzkiego autora – pokazują natomiast, że w ślad za pojawiającymi się w tym zbiorze tropamii wątkami, zwykle wyrastającymi z dawniejszych zainteresowań Jarniewicza, krytyka także zaczęła podążać nowymi ścieżkami. Zaczęła śmielej i bardziej eksplicytnie sytuować powracający w wierszach temat cielesności w kontekście doświadczenia historii, poczucia upływającego czasu, doraźności wiersza oraz tradycji poezji konfesyjnej, co pozwoliło spojrzeć pod nowymi kątami także na wcześniejsze tomy poetyckie twórcy Makijażu.
Tak w największym skrócie można by podsumować główne tendencje w recepcji pisarstwa Jarniewicza. Jest ona jednak zbyt dynamiczna i wielowątkowa, by dało się ją streścić w kilku zdaniach.
*
Jarniewicz należy do grona autorów chętnie komentowanych i wielokrotnie docenianych. Mimo to jak dotąd nie powstała monografia poświęcona jego twórczości. Rolę takiej monografii do pewnego stopnia – na dzień dzisiejszy – przejąć może niniejsza antologia, będąca z jednej strony swego rodzaju retrospektywnym wprowadzeniem do poezji łódzkiego autora, a z drugiej opowieścią o dziejach jej recepcji. W zależności od potrzeb czytelniczek i czytelników może ona pełnić funkcję wstępu lub podsumowania, w rzeczywistości jednak nie stara się być ani jednym, ani drugim – w pierwszej kolejności jest bowiem jeszcze jednym głosem krytycznym w dyskusji o pisarstwie jednego z najciekawszych współczesnych poetów polskich.
Apokryfy biograficzno-interpretacyjne
Jerzy Jarniewicz urodził się 4 maja 1958 roku w Łowiczu jako syn inżynierów chemii Leszka Jarniewicza i Janiny z domu Płatak. Rodzina wcześnie przeprowadziła się do Łodzi. Jednymi z pierwszych wierszy, które Jarniewicz poznaje, są liryki Adama Mickiewicza. W 2017 roku wspominać będzie wrażenie, jakie wywarł na nim recytowany z pamięci przez jego babkę Kurhanek Maryli:
Przechodziły mnie ciarki, gdy słuchałem tych śpiewnych historii o miłości, śmierci i duchach. A w powtórzonym „nie masz, nie masz Maryli” słyszałem całą mizerię życia, nie mając jeszcze pojęcia, czym to życie jest, czym jest śmierć, czym utrata. Do dzisiaj to pamiętam. Wysokie okna dużego pokoju drżą od przejeżdżających autobusów i ciężarówek, sufit przecinają światła samochodów, babka siedzi na skraju łóżka i recytuje w półmroku. Mój pierwszy dreszcz. Mój pierwszy język miłości i śmierci.
Łódź lat 60. XX wieku jest przestrzenią naznaczoną wieloma sprzecznościami: rozdartą pomiędzy niedawną traumatyczną, swoiście niedopowiedzianą przeszłością a postępującą – krokiem często chwiejnym, jeszcze częściej monotonnym – modernizacją. W okresie tużpowojennym w zastępczej stolicy Polski powstają między innymi Państwowe Konserwatorium Muzyczne (dziś Akademia Muzyczna im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów), Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych (Akademia Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego), Politechnika Łódzka, Uniwersytet Łódzki, Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa (Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera). Działalność inaugurują lub wznawiają teatry, kina, muzea. Funkcjonują z powodzeniem instytucje związane ze sztuką filmową: w latach 1945–1946 w Łodzi kręcony jest pierwszy polski powojenny film fabularny – Zakazane piosenki w reżyserii Leonarda Buczkowskiego.
Z dostępu do kultury przyszły poeta korzysta chętnie i na rozmaite sposoby, szukając dla siebie przestrzeni w zwykle miałkiej, szaroburej oficjalnej kulturze. Z uwagi na rok urodzenia nie uczestniczy (nie może uczestniczyć) w co bardziej ożywczych wydarzeniach lat 60. Sięga po kolejne lektury. Dziadek anglista, po którym Jarniewicz przejmie zainteresowania, uczy go języka. Wkrótce czytają razem między innymi Pieśń o starym żeglarzu Samuela T. Coleridge’a w oryginale, co otwiera przed przyszłym pisarzem świat literatury anglojęzycznej, w tym poezji T.S. Eliota (w 2005 roku o autorze Ziemi jałowej powie: „nadal uważam [go – K.P.] za najciekawszego poetę ubiegłego wieku, choć ideologicznie jest dla mnie nie do przyjęcia”).
Od lat szkolnych rodzice zabierają go ze sobą do kina.
Przez cały czas istnienia Polski Ludowej z różnym natężeniem działa przemysłowa, włókiennicza część miasta, za którą tęsknota (w pewien sposób charakterystyczna dla współczesnych poetów łódzkich i – jak się zdaje – dla łodzian w ogóle) znajdzie odzwierciedlenie w twórczości Jarniewicza. W wierszu o wiele mówiącym tytule Love Song z tomu Mondo cane, poeta napisze:
Włókiennicza Łódź zniknęła w popołudnie: Femina
Rena-Kord, Próchnik, Bistona, Uniontex. Trochę dłużej trwało znikanie
łódzkich kin, od Bałtyku na Narutowicza po Muzę
na przedmieściu: Wisła, Roma, Energetyk,
Młoda Gwardia, Świt.
Pod każdym imieniem cię zapamiętałem, pod palcami
mam twój perkal, kaszmir i aksamit, w kieszeni karnety do kina,
przed oczyma nasz na okrągło oglądany film. Przyjedź,
zbudujemy to miasto. Włókniarki czekają.
Utwór ten, będący elegią dla włókienniczej Łodzi, dla łódzkich kin i dla utraconej miłości – która to elegia zdaje się swego rodzaju „proustowską magdalenką”, z jednej strony sentymentalną, z drugiej konwencjonalną w stopniu unieważniającym ów sentyment, a przy- najmniej powodującym przekierowanie interpretacji na inne tory – wprowadza w przestrzeń wiersza dwa, poruszone już przeze mnie, istotne dla twórczości Jarniewicza tematy: wspomnienie przemysłowej Łodzi (a w szerszym, nie mniej adekwatnym kontekście – przestrzeni miejskiej w ogóle) oraz kino jako zwornik wyobraźni poety. W wierszach autora Makijażu raz po raz pojawiać się będą – w rozmaitych funkcjach – odniesienia do kultury popularnej: przede wszystkim do muzyki (ważni dla Jarniewicza artyści to na przykład The Beatles, Bob Dylan czy Leonard Cohen, ale pojawiają się też nawiązania do polskich piosenek) oraz do kina właśnie:
Niczego tak bardzo nie pragnąłem
zobaczyć, niczego zobaczyć tak bardzo mi nie dano. Fotosy
kusiły, kusił tytuł, który nie dawał się pojąć, kusiły
rozmowy, jakby pode mną przyciszone, starszych, i plakat, że film
„szokujący”, że „szokujący najbardziej”. Tak, to był pierwszy raz,
kiedy aż tak zapragnąłem: widzieć, zobaczyć, popatrzeć.
Film, na który mnie, bo nie dorosłem, do kina nie wpuszczono,
a którego sceny przez kilka kolejnych nocy wymyślałem sobie
przed snem, na ile tylko pozwalała mi na to
niezapisana niczym, nieletnia wyobraźnia, próbując,
wbrew pierwszemu w życiu niespełnieniu, rozgryźć słowa
z plakatu, miał tytuł Mondo Cane.
Niektóre sceny mogą budzić niesmak to jeden z wielu wierszy Jarniewicza nawiązujących do dzieł dziesiątej muzy, choć być może nie najbardziej reprezentatywny – można by przywołać utwory, które pokazują funkcjonowanie wyobraźni poetyckiej autora w praktyce, takie jak na przykład znakomity Pretty Woman z Wody na Marsie („«Julia Roberts» – mówię, patrząc na te usta. «Scarlett» – / mówisz, że mówili młodsi, którzy spali z tobą na chwilę / przede mną. «Johansson»”) albo Batman rzuca kością czy Z archiwum kinematografii zamieszczone w tomie Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną. Warto odnotować, że w opracowanej przez Darka Foksa antologii wierszy filmowych Zawrót głowy znalazło się aż dziesięć utworów Jarniewicza i jest to katalog niepełny, skrojony na miarę książki obszernej, ale obejmującej dzieła ponad stu dwadzieściorga poetek i poetów. Idąc tropem tej publikacji – najpełniejszej jak dotąd próby pokazania związków rodzimej liryki XX i XXI wieku z wyobraźnią kinową – można zaryzykować stwierdzenie, że (obok Foksa) Jarniewicz jest najbardziej „filmowym” polskim poetą od czasów wynalezienia kinematografu.
Zacytowane przeze mnie w całości Niektóre sceny… są ważne także z innych względów. Jest to utwór metaliteracki, znakomicie ilustrujący metodę twórczą Jarniewicza. Pisał o niej Jakub Skurtys: „istnieje nie- pojmowalne źródło […], istnieją reguły dostępu i zakaz dostępu, który podsyca pragnienie, ale skutkuje też powołaniem alternatywnego świata, jakby jego wersji beta – wyobrażonej i fantasmagorycznej, płynnej, takiej, w której może zdarzyć się więcej niż w tym realnym”. Spostrzeżenie to – jak sądzę trafne – można w tym miejscu wpisać w szerszy kontekst. Jarniewicz już od pierwszych swoich książek stopniowo i z coraz większym natężeniem eksplorować będzie zagadnienie nieprzystawalności słów do rzeczy, szukając różnego rodzaju idiolektów, by wyrazić doświadczenie jednostkowe. W „gramatyce” wierszy Jarniewicza równoważne wobec literalnie rozumianego języka -systemu, a zwykle nawet na swój sposób ważniejsze od niego, bo w istocie umożliwiające komunikat, będą ślady i tropy kulturowe. To nie, jak można by podejrzewać, odniesienie do wspólnego kodu, a raczej – wręcz przeciwnie – próba poszukiwania kodu indywidualnego, nacechowanego znaczeniami i metaforami wyjściowo zrozumiałymi tylko dla uczestników dialogu, jakim w ujęciu Jarniewicza zawsze jest wiersz. Przy czym warto dodać, że zwykle – a tendencja ta jeszcze nasila się stopniowo mniej więcej od Makijażu z 2009 roku, w którym mowa miłosna staje się jednym z głównym tematów wierszy łódzkiego autora – są to wypowiedzi intymne, między dwojgiem kochanków. Dopiero poprzez dopuszczenie czytelnika-voyeura, podglądacza, „tego trzeciego”, do uczestnictwa w tak nakreślonym akcie komunikacyjnym, oraz dzięki naświetlaniu się metafor (często na poziomie wielu książek), możliwe jest częściowe rozpoznanie owej idiolektalnej „gramatyki”. Należy zaznaczyć, że Jarniewicz nie dąży do celowego zaciemniania i rozpraszania sensów, a do możliwie pełnego (czy też możliwie adekwatnego) ich wyrażenia.
Działanie tej metody zauważyć można nie tylko w Niektórych scenach…, ale też choćby w wierszu Love Song czy – w skali mikro – w zacytowanym fragmencie Pretty Woman. „Gramatyka” wierszy Jarniewicza opiera się właśnie na wyzyskiwaniu przez niego różnego rodzaju odprysków, reminiscencji (między innymi) dzieciństwa: jego doświadczeń jako mieszkańca miasta, któremu bliski jest urbanistyczny krajobraz, jako łodzianina czy jako uczestnika kultury, także kultury popularnej czy masowej. Obrazowo mówił o tym Jarniewicz w dyskusji zarejestrowanej podczas festiwalu Manifestacje Poetyckie w 2011 roku, w której wspominał, nie bez wyraźnej ironii, swoje pierwsze doznanie erotyczno-literackie, jakiego doświadczył podczas lektury Czterech pancernych i psa Janusza Przymanowskiego:
Ja tę książkę czytałem w wieku ośmiu lat może, więc jeszcze byłem przed inicjacją, i, jak Państwo może pamiętają, jest tam
jedna scena miłosna, kiedy Janek z Marusią idą tańczyć, i jak tak sobie tańczą, to Janek zbliża się do Marusi, a ja, ośmiolatek, czytam wtedy, że, cytuję, „Janek pocałował ją mocno, rzetelnie w usta”. Rozumiałem, co znaczy „mocno”, rozumiałem, co znaczy „usta”, natomiast zupełnie nie rozumiałem, co znaczy „rzetelnie”. […] Podkładałem pod to słowo najrozmaitsze treści, wszystkie treści, jakie tylko perwersyjna wyobraźnia ośmiolatka mogłaby stworzyć. Od tej pory przysłówek „rzetelnie” […] jest w moim miłosnym idiolekcie słowem kipiącym od erotycznych treści.
Temat ten – zarówno w kontekście mówienia o miłości i o doświad- czeniu erotycznym, jak i w szerszym sensie – Jarniewicz rozwijać będzie już od swojej drugiej książki, czyli od wydanego w 1992 roku, a przedłożonego wydawcy jeszcze przed transformacją gospodarczą, tomu Rzeczy oczywistość. W jednym z erotyków z tego zbioru poeta napisze: „jak to się ma do wiersza / do tych ośmiu wersów […] / które tak daleko od nas odbiegły”.
Ale dla wyobraźni poetyckiej Jarniewicza – dla konstruowanych przez niego raz za razem, doraźnie, „na dzień dzisiejszy” i „na chwilę obecną” idiolektów – istotny będzie jeszcze inny kontekst związany z pierwszymi dekadami po wojnie, naznaczonymi trudno uchwytną i dla dziecka wysoce niejednoznaczną traumą, groźną i fascynującą jednocześnie. O doświadczeniu tym, do pewnego stopnia współdzielonym z innymi autorami urodzonymi w podobnym czasie (czego dowodem może być Co robi łączniczka Darka Foksa i Zbigniewa Libery, skądinąd celnie omówiona przez Jarniewicza), autor Makijażu opowie w chętnie przywoływanej przez krytykę rozmowie ze Zdzisławem Jaskułą:
[...] wojna towarzyszyła mi, nie przesadzę, od małego. Dziadkowie czy rodzice […] opowiadali, co przeżyli w czasie wojny.
Od sowietów i hitlerowców. Wyjątkowo okrutne historie, które zapadały głęboko w psychikę kilkuletniego chłopca. Przerażające obrazy: na przykład niemiecki żołnierz odkrawa bagnetem pierś młodej dziewczynie. […] Wydawało mi się więc, że ta wojna jest jakby za moimi plecami. I rzeczywiście, była wydarzeniem nie- dawnym, mniej wówczas odległym niż powstanie „Solidarności” z dzisiejszego punktu widzenia. Bardzo świeża historia, wpisana w historie rodzinne. O tym, jak moją babkę pod czołgiem postawili i mieli ją z dziećmi rozstrzelać. Te emocjonujące historie wracały, zapadały w pamięć, a ja, jak to dziecko, prosiłem: „Opowiedz mi jeszcze raz, jak cię mieli rozstrzelać”. Potem wychodziłem
na podwórko do kolegów i rozstrzeliwaliśmy się wzajemnie. A jednocześnie miałem takie wrażenie, że cała ówczesna oficjalna kultura jest przesiąknięta atmosferą wojny. To była wojna w szkole, gdzie rok szkolny zawsze zaczynało się od opowieści
wojennych, no bo wiadomo: pierwszy września. Były czytanki o wojnie, były wojenne piosenki. Na rysunkach malowało się
czołgi i myśliwce. […] Potem przychodziło się do domu, oglądało telewizję, a w telewizji apiat to samo: filmy o wojnie, rozmowy o wojnie, piosenki o wojnie.
Języki miłości i wojny, filmowe kadry i zbliżenia oraz krajobraz robotniczego miasta – wszystko to ważne tropy, powracające w twórczości Jarniewicza i zyskujące na znaczeniu z każdą kolejną jego książką. Jako poeta Jerzy Jarniewicz debiutuje w roku 1978 w tygodniku „Odgłosy” wierszem Marsz historii, który później ukaże się w Korytarzach, pierwszej książce poety. W tym samym roku zostaje absolwentem XXI Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Prusa i rozpoczyna naukę na Uniwersytecie Łódzkim: w latach 1977–1982 studiuje filologię angielską, a od roku 1980 – przez cztery lata – filozofię. Uczestniczy w życiu literackim: należy do koła pisarzy „Wiadukt”, do Koła Młodych przy Związku Literatów Polskich i do założonej w 1983 roku grupy poetyckiej „Centauro”. Publikuje w prasie literackiej i z powodzeniem bierze udział w konkursach. W 1984 wyjeżdża na rok do Anglii, na stypendium naukowe w Oxfordzie.
Spośród współczesnych autorów polskich wysoko ceni wiersze Tadeusza Różewicza i Zbigniewa Herberta, które w tym okresie czyta niemal bez ustanku. Wobec drugiego z wymienionych poetów z czasem robi się coraz bardziej podejrzliwy, odnotowując wypalenie się paraboli jako narzędzia krytycznego, postępujący w wierszach Herberta od przełomu lat 70. i 80. zanik ironii, coraz większą deklaratywność; pod wpływem lektur utworów Williama Carlosa Williamsa, Charlesa Reznikoffa czy Craiga Raine’a reizm Herberta wydaje mu się „natręt- nie konceptualny” i nieciekawy. Mimo to we wczesnych wierszach Jarniewicza uznanie dla dykcji autora Hermesa, psa i gwiazdy będzie wyraźnie zauważalne.
Istotnym punktem odniesienia dla twórcy jest Nowa Fala. Z poetkami i poetami tak zwanej nowej prywatności – bliskimi mu pod względem pokoleniowym – Jarniewicz nie czuje powinowactwa. Chętniej sięga po tomiki Stanisława Barańczaka (którego kolejne książki aż do śmierci autora Chirurgicznej precyzji w 2014 roku czytać będzie z zaintere- sowaniem), Ryszarda Krynickiego, Ewy Lipskiej. Zapytany o wpływ dykcji nowofalowej powie:
[…] niemal od urodzenia mieszkam w Łodzi, a tamtejsze środowisko poetyckie, zbliżone do mnie rocznikowo, było głównie nowofalowe – myślę przede wszystkim o Jacku Bierezinie czy Zdzisławie Jaskule, którzy przez lata nadawali ton poezji powstającej w Łodzi. Antoni Pawlak wprawdzie w Łodzi nie mieszkał, ale był z łódzkim środowiskiem blisko związany jako autor podziemnego „Pulsu”, z którym stale współpracowali także inni nowofalowcy tacy jak Barańczak czy Szaruga.
Mimo że wypowiedź ta nosi znamiona myślenia deterministycznego, to jednak wybór tradycji – zwłaszcza z perspektywy czasu – w wypadku Jarniewicza wydaje się świadomy. Nie mniej świadome wydaje się stopniowe tej tradycji odrzucanie.
Pod koniec ósmej dekady XX wieku Jarniewicz sięga po raz pierwszy po Małe muzea Bohdana Zadury. Kilka lat później – w 1983 roku – natrafia na Kolejny świat Piotra Sommera. Obie książki okażą się dla niego bardzo ważne, a przekłady dokonane przez drugiego z wymienionych autorów przyczynią się do ugruntowania jego zainteresowania współczesną liryką brytyjską i irlandzką. Zarówno Zadurę, jak i Sommera w połowie lat 80. Jarniewicz zaprosi do Łodzi na spotkania: ich podejście do poezji oraz ich twórczość, pod wpływem nowojorczyków nabierająca coraz więcej wiatru w żagle, wyda mu się wyzwalająca spod oczekiwań, jakie wobec poezji formułowała rzeczywistość – tak oficjalna, jak też drugoobiegowa – po stanie wojennym. W jednym z wielu apokryficzno-autobiograficznych wierszy, Osiemdziesiątym szóstym z Makijażu, napisze:
Gruba nieprzyzwoitość w biografii i tak grubo nieprzyzwoitej:
żyję dłużej niż matka. Po morfinę dla niej chodziłem na Retkinię
do jedynej w dzielnicy apteki, gdzie można było ją legalnie kupić.
Lekarze z Kopernika przepisywali aptekarskie dawki, żeby
„się nie uzależniła”. Żyła jeszcze dwa miesiące. Odeszła
nieuzależniona. W kilka miesięcy po pogrzebie
zaprosiłem do Łodzi Piotrka. Opowiadał studentom
o sardynkach, a chcieli raportu z oblężonego miasta
– dobiegał czterdziestki, ale był młodszy
od moich studentów świeżo po maturze.
Kiedy wyjechał, za wschodnią granicą odkryłem Czarnobyl,
pochód przeszedł Piotrkowską, dzieciom podałem lugola.
Po dwudziestu latach napisałem ten wiersz.
Jeśli to ja go wam czytam, trwa moje życie po życiu.
Jeśli czytacie go sami, nic pewnego powiedzieć się nie da.
W okresie studiów filozoficznych, częściowo w czasie stanu wojennego, wraz z Bogdanem Banasiakiem i Krzysztofem Matuszewskim, których Jarniewicz poznaje na zajęciach, czyta między innymi Jacques’a Derridę, Michela Foucaulta, Friedricha Nietzschego, Leszka Nowaka, markiza de Sade. Fascynuje go natomiast William James; przekonują (i na długo wpływają znacząco na jego rozumienie materii języka) tezy Edwarda Sapira i Benjamina Lee Whorfa. Dzięki studiom filozoficznym Jarniewicz umacnia swój krytyczny, zasadniczo anty- metafizyczny sposób myślenia, tak charakterystyczny dla jego wierszy już od drugiej książki. Poeta nigdy nie przywiązuje się do żadnej teorii. Zagadnięty przez Michała Larka o Derridę i dekonstrukcję (w duchu tym chętnie czytano wiersze Jarniewicza na przełomie wieków i w pierwszej dekadzie nowego stulecia), odpowie przewrotnie: „Użył pan sformułowania «romans z dekonstrukcją», […] jeśli już, to musiałbym przyznać, że takich romansów miałem w tym czasie kilka”19. Prawdziwość tych słów najlepiej chyba potwierdzają wymienione wcześniej nazwiska czytanych przez poetę filozofów, reprezentujących tradycje myślowe nierzadko bardzo od siebie odległe, a dodać trzeba, że jest to lista daleka od kompletności czy choćby reprezentatywności. Antydogmatyczność autora – zarówno filozoficzną, jak i teologiczną (wobec zinstytucjonalizowanej religii Jarniewicz zawsze będzie co najmniej nieufny) – znakomicie ilustruje wczesna książka Rzeczy oczywistość, zaczynająca się od klasycznej definicji Arystotelesa („Jest fałszem powiedzieć o tym co jest że nie jest / lub o tym co nie jest że jest / jest prawdą powiedzieć o tym co jest że nie jest / lub o tym co nie jest że jest”), a kończąca przewrotną nie-definicją derridowską („każda rzecz jest tym czym jest / o ile jest tym czym nie jest”). Po drodze zaś, między pierwszą a ostatnią stroną tomu, Jarniewicz „sprawdza” różne koncepcje z zakresu filozofii i teologii, głównie na styku słowo–rzecz. Czy nie tej relacji dotyczy przytoczona definicja Arystotelesa, w której tak istotną rolę – definicyjną – odgrywa właśnie mówienie?
W roku 1981 Jarniewicz składa w redakcji Wydawnictwa Łódzkiego debiutancką książkę poetycką, która ukaże się trzy lata później pod tytułem Korytarze. Składa wówczas – jak można domniemywać – tom „swój” (choć jednocześnie jest to książka wyraźnie zdradzająca wpływy nowofalowe i herbertowskie), ale światło dzienne ujrzy już jego wersja „nieswoja”. Chwilę po ukazaniu się zbioru, w maju 1984 roku, w dedykacji dla wujostwa debiutant napisze, że „wiersze te warte są przeczytania”, ale doda, iż stwierdza to „z niejasnym przekonaniem”. W sformułowaniu tym trzeba zapewne widzieć autokreacyjny gest skromności, nie zmienia to jednak faktu, że książka w kształcie, w jakim ostatecznie ukazała się drukiem, była wynikiem kompromisów i trzech lat negocjacji – efektem rozmów z redaktorami i wydawcą, nierzadko kończących się „trzaskaniem drzwiami i wyjściem z ga- binetu”. Większość utworów z tomu powstało jeszcze w latach 70.; część z nich usunięto w procesie wydawniczym: jedne ze względów estetyczno-artystycznych, inne z politycznych (te drugie – na przykład Dziś rano zmarła Francja lub Dożynki – weszły w skład książek późniejszych, opublikowanych po 1989 roku). Z tych i innych powo- dów, na przykład z uwagi na postępującą wraz z kolejnymi lekturami literackimi i dyskursywnymi świadomością estetyczno-formalną oraz filozoficzną, owo sformułowanie o „niejasnym przekonaniu” wolno chyba uznać za wyraz przemian w myśleniu Jarniewicza o materii wiersza, które dokonały się między złożeniem maszynopisu do wydawnictwa a ukazaniem się Korytarzy drukiem. Hipotezę taką może potwierdzać też fakt, że kolejny tomik poety, Rzeczy oczywistość, ukaże się osiem lat po debiucie: „[pierwsza książka – K.P.] nie była do końca moją książką, chciałem więc mieć nad drugą większą kontrolę” – powie autor w 2005 roku.
W oczekiwaniu na lepszy moment na wydanie kolejnego zbioru Jarniewicz wchodzi w rozmaite inne role. W 1987 roku debiutuje jako tłumacz, coraz aktywniej zajmuje się krytyką literacką i literaturoznawstwem, a także promowaniem twórców i twórczyń z anglosaskiego kręgu kulturowego; szkice i recenzje publikuje zwłaszcza w „Literaturze na Świecie” (redaktorem czasopisma zostanie blisko dekadę później, w 1996 roku) oraz w „Odrze”; pracuje nad doktoratem poświęconym motywom codzienności w poezji Philipa Larkina, Douglasa Dunna i Craiga Raine’a, który obroni w czerwcu 1990 roku.
Dziś trudno myśleć o twórczości Jarniewicza, oddzielając od siebie role poety, tłumacza, eseisty, krytyka, krytyka przekładu, badacza literatury. Tym trudniej, że sposób, w jaki Jarniewicz pisze o praktyce translatorskiej, do pewnego stopnia tak zarysowane podziały unieważnia: jeśli jako tłumacz wchodzi on w rolę pisarza, to jako pisarz nierzadko wchodzi w rolę tłumacza. Sytuacji w dodatku nie ułatwia to, że jest on twórcą, w przypadku którego niemal każdej z wymienionych tu działalności można by poświęcić osobną książkę.
*
Tyle możliwa, tyle prawdopodobna historia literatury – ta karmi się latami dzieciństwa, młodzieńczymi lekturami i fascynacjami, hasłami i kategoriami, okolicznościami debiutu. To, co później, należy tymczasem do krytyki.
O wyborach
Niniejszy wybór cechuje dysproporcja między liczbą szkiców poświęconych wcześniejszym książkom Jerzego Jarniewicza i tych o tomach późniejszych; za punkt graniczny uznać tu należy Oranżadę z 2005 roku. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest fakt, że od ukazania się pierwszych i ostatnich jak dotąd wierszy zebranych łódzkiego autora, zatytułowanych Skądinąd. 1977–2007 i obejmujących utwory z tomów od debiutanckich Korytarzy po Oranżadę, dyskusja na temat twórczości Jarniewicza staje się coraz bardziej ożywiona. Łódzki poeta przełamuje przełamywany przez siebie już wcześniej – w książkach z początku XXI stulecia – idiom wyrastający z dykcji nowofalowej, z wierszy Zadury i Sommera. Nie chce sklasycznieć. „Co z Jarniewiczem?” – pyta Rafał Wawrzyńczyk w eseju o Pustych nocach, komentując z wielu powodów ważny dla polskiej poezji rok 2005, naznaczony z jednej strony śmiercią Czesława Miłosza oraz Jacques’a Derridy, z drugiej recepcją wierszy Tomaža Šalamuna w tłumaczeniu Miłosza Biedrzyckiego, z trzeciej premierami świetnych, nieoczywistych książek między innymi Justyny Bargielskiej, Szczepana Kopyta czy Tomasza Pułki. I odpowiada: „Nigdy nie był tak rozpędzony i nonszalancki jak w Oranżadzie […], gdzie natarczywe pytania i zdania rozrzucone jak bierki mają stworzyć sieć do schwytania peerelowskiego Zeitgeistu”. A przecież najkorzystniejszy czas dla poezji Jarniewicza i jej recep- cji zaczyna się jeszcze kilka lat później. Z każdą kolejną książką krytyczki i krytycy poświęcają poezji łódzkiego autora coraz więcej uwagi. Ukazują się nie tylko recenzje, wywiady i omówienia, ale też dwa wybory: Wybór wiersza z posłowiem Piotra Śliwińskiego (2012) oraz opracowane przez Pawła Kaczmarskiego i Martę Koronkiewicz kontekstowe, intrygujące Sankcje. Wybór wierszy i wypowiedzi (2018).
Granicę tę, dzielącą wykaz tomów poetyckich Jarniewicza mniej więcej na pół, można by zatem wiarygodnie umotywować względa- mi merytorycznymi, a otwierający ów „późniejszy” okres Makijaż z 2009 roku wolno uznać za istotną cezurę w twórczości Jarniewicza. I rzeczywiście: dysproporcja, o której mowa, wynika z historii recepcji tej poezji. Przeważyły jednak argumenty nie krytyczne sensu stricto, ale raczej fakt socjologicznoliteracki czy wydawniczy – w 2008 roku, po Oranżadzie i Skądinąd, a przed Makijażem, ukazała się krytycznoliteracka antologia Ślady i więzy. Krytyczna topografia Jarniewicza pod redakcją Zdzisława Jaskuły. Książka zawiera dwadzieścia jeden esejów oraz recenzji, a także obszerny wywiad z Jarniewiczem. Z wyboru tego zdecydowałem się zaczerpnąć cztery teksty, które dobrze zniosły próbę czasu. Otwierający niniejszą publikację szkic Aż do niepoznaki Jaskuły jest bodaj najpełniejszym omówieniem tomów z lat 80. i 90., znakomicie podsumowującym ich recepcję. Poświęcona Oranżadzie recenzja Priekrasno, Jarniewicz, sehr gut!, również autorstwa Ja- skuły, stanowi zaś swoisty aneks do artykułu pierwszego. Tekst Raz jeszcze, skądinąd, w otwartych drzwiach Jacka Gutorowa należy do grona wpływowych omówień wcześniejszej twórczości Jarniewicza: wywarł istotny wpływ na krytykę poezji autora Makijażu, a także anonsował niektóre z wątków i motywów z czasem coraz bardziej zyskujących w tej poezji na znaczeniu. Inne wypowiedzi, które znalazły się w Śladach i więzach, zdecydowałem się pominąć, po trosze dlatego, że uznałem za bezcelowe powtarzanie wyborów Jaskuły, a po trosze dlatego, że wydały mi się z perspektywy późniejszej recepcji książek łódzkiego autora nie dość interesujące: część jest wysoce impresyjna, część – nadmiernie zakorzeniona w czasach, w których powstała. Tym samym czytelniczki i czytelników zainteresowanych przede wszystkim pierwszymi tomami Jarniewicza oraz ich recepcją odsyłam do tej wcześniejszej antologii. Sam zaś proponuję wybór obejmujący w przeważającej mierze teksty nowsze. Jednocześnie, co podkreśla tytuł niniejszej książki, mam świadomość (i nadzieję na to), że w przyszłości wymagać ona będzie dalszych aneksów, uzupełnień oraz przewartościowań.
Z recepcji po 2009 roku zasadniczo wybrałem teksty dłuższe, pogłę- bione interpretacyjnie, bardziej eseistyczne, nierzadko układające się w spójną narrację i uzupełniające się wzajem, ale zwykle też na swój sposób osobne. Od tej zasady zdecydowałem się zrobić wyjątek tylko raz, dla Wysokich mórz Adama Poprawy, czyli nieobszernej recenzji o tomie Puste noce, która stanowi pierwsze i jak dotąd najbardziej roz- budowane, choć – zapewne ze względu na niewielką objętość – dalekie od wyczerpania tematu zaakcentowanie wątków mickiewiczowskich w tej Mickiewiczem podszytej książce.
Nie włączyłem do antologii rozmów, mimo że wiele z nich uważam za kamienie milowe w krytycznym odbiorze tej twórczości – wystarczy spojrzeć, jak często autorki i autorzy przedrukowanych tutaj tekstów powołują się na wywiady. Jarniewicz należy do grona poetek i poetów chętnie opowiadających o swojej twórczości, nie zwykł osierocać swoich tomów i wierszy, chowając się za metaforą śmierci autora. Na swój sposób, podejmując dialog z czytelniczkami i czytelnikami, krytyczkami i krytykami, podsuwa kolejne tropy interpretacyjne, rozjaśnia swoje wybory artystyczne, pokazuje, jak da się jego utwory czytać. (Przypomina w tym na przykład Andrzeja Sosnowskiego). Dlatego też rozmowy z autorem Makijażu bardzo często zamiast dialogicznej formy komentarza krytycznoliterackiego przybierają charakter fascynującego autokomentarza, zawsze niezmiernie zajmującego, ale będącego gawędą snutą z nieco innej perspektywy; gawędą, którą z całą pewnością warto opowiedzieć w osobnej książce.
Komponując antologię, oparłem się naturalnej dla krytyka pokusie, by dzielić i rządzić, przede wszystkim dlatego, że uważna lektura rozproszonych w wywiadach oraz tekstach dyskursywnych wypowiedzi Jarniewicza dobitnie pokazuje, że poszczególne wątki w jego od wielu już lat konsekwentnie rozwijanym projekcie poetyckim są zasadniczo
nierozdzielne i wynikają z siebie nawzajem. Nie rozrysowuję zatem granic i nie wydzielam zbiorów zamkniętych, co w tym wypadku jest przemyślanym gestem krytycznoliterackim.
Karol Poręba
Spis treści
Karol Poręba
Wstęp / 5
Zdzisław Jaskuła
Aż do niepoznaki. O poezji Jerzego Jarniewicza / 25
Zdzisław Jaskuła
Priekrasno, Jarniewicz, sehr gut! / 41
Karolina Felberg
Kto oranżadę, komu wino / 46
Jacek Gutorow
Raz jeszcze, skądinąd, w otwartych drzwiach / 51
Alina Świeściak
Love, love, love… / 70
Michał Larek
Lęk przed sztucznością / 76
Wit Pietrzak
Gdzie między ciałem a językiem wydarza się życie
O poezji Jerzego Jarniewicza / 83
Marta Koronkiewicz
Konwencjonalnie / 103
Marta Koronkiewicz
Nadać imię. Wiersze uległe / 110
Jakub Skurtys
Baśnie erotyczne dla smutnych chłopców
Jarniewicz in fabula (o tomach Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną
oraz Woda na Marsie) / 118
Paweł Kaczmarski
Odwaga dezertera / 138
Adam Poprawa
Wysokie morza / 149
Marta Koronkiewicz
Masakra, ślimaczku. Przemoc według Jerzego Jarniewicza / 153
Łukasz Żurek
W jaki sposób Jarniewicz sypie nam śnieg / 167
Jakub Skurtys
O tym, co mogło zajść, gdyby zajść miało, tej nocy / 174
Karol Poręba
Psie dni. Uwagi na marginesie Mondo cane Jerzego Jarniewicza / 182
Paweł Kaczmarski
Erotyki i inhibitory / 192
Nota edytorska i podziękowanie / 201
Informacja o pierwodrukach / 203
Wybrana bibliografia / 205
Nota o Jerzym Jarniewiczu / 211
Note about Jerzy Jarniewicz / 213
Noty o autorach / 215
Notes about the Authors / 219
Streszczenie / 223
Summary / 225
Indeks nazwisk / 227
Wydawca: Instytut Literatury
Miejsce i rok wydania: Kraków 2022
ISBN: 978-83-67170-74-1
Wybór i opracowanie tekstów: Karol Poręba
Korekta: Natalia Hipnarowicz, Agnieszka Zwarycz-Łazicka
Skład i łamanie, przygotowanie do druku: Alicja Stępniak